wiele scen to jakby inscenizacja teatralna (i to jest in minus), ale dosyć ciekawy; jak zwykle świetny, charyzmatyczny Burton; Claire Bloom to z mojego punktu widzenia kiepski wybór-wolałbym jakąś ślicznotkę. No i na koniec irytująco, nachalnie symetrystyczny, tzn. w świecie wywiadu obie strony są nikczemne; i tu się wybiela Martin Ritt, który w czasach stalinowskich mocno flirtował z komunizmem. Ogólnie niezły i nic więcej.
Symetrystyczny?
Przecież każdy na Zachodzie wiedział, że ZSRR i NRD to samo zło i nikogo nie trzeba było o tym przekonywać. Zresztą scena, gdy agent sieci na podłodze w celi z rękami przykutymi do kostek budzi grozę.
Odkrywcze było pokazanie, że wywiad brytyjski wcale nie jest lepszy.